Gdzie powiedzie cię gwiazda
- Urszula Giewoń
- 17 sie 2016
- 2 minut(y) czytania

Zebrulik siedział w pracy do późnego popołudnia. Nie bardzo potrafił skupić się na swoich zadaniach, choć, jak sam przed sobą przyznawał, wcale nie były TAKIE nudne. Wyglądał tęsknie przez okno, czując jak w piersi rośnie mu wielki ciężar. Może to przez pogodę, powtarzał sobie. Może to wszystko przez słońce i chmury przeplatające się ze sobą. I przez początek jesieni w pierwszych dniach sierpnia, zdecydowanie za wcześnie, za wcześnie to wszystko i za szybko. Postukał piórkiem tabletu o blat biurka i zamyślił się znowu. Kolejny raz przejrzał obrazki przewijające się na ekranie monitora. No nie jest źle... Nie jest źle, ale dobrze też nie jest! Może łyk kawy pozwoli wyciągnąć z tego coś więcej? Upił nieco gorącego płynu z kubka krzywiąc się okropnie. Gorzka. Znów zapomniał posłodzić. Ostatnie spojrzenie na monitor. Nie, stworzone dziś grafiki w żaden sposób nie stały się lepsze i nie zaczęły mu się bardziej podobać. Westchnął do siebie cichutko. Nic więcej nie wymyśli. Wyłączył komputer, delikatnie schował swój cenny tablet do szuflady i owinął szalik dookoła szyi. Nie dlatego, że było zimno, nie. On po prostu lubił go nosić. Szalik był w kolorze morskiej toni i był chłodny w dotyku w lecie, a w zimie przyjemnie grzał.
Pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł. Pozwolił nogom nieść się przed siebie, bez udziału woli. Jego myśli błądziły swobodnie chwytając się chmur. Mijał ludzi zajętych sobą i swoimi sprawami, pędzących przed siebie. Budynki, które, jak mu się wydawało patrzyły na niego smutno swoimi zmęczonymi oknami. Ciężar na jego sercu rósł. Spojrzał w niebo, pocięte przez kable energetyczne. Poczuł silne uderzenie w plecy, kiedy jakiś bardzo zdenerwowany mężczyzna prowadzący BARDZO głośną rozmowę przez telefon wpadł na niego nawet tego nie zauważając.
"Jak tu jest... głośno. Jest tu tylu ludzi, a jednocześnie jakby nikogo nie było. Co się dzieje?" - pomyślał sobie Zebrulik. "Jak dobrze, że to już koniec tego dziwnego dnia. Jak dobrze, że można iść do domu i odpocząć."
Z ulgą zamknął za sobą drzwi swojego mieszkania. Usiadł w fotelu otwierając niedawno zaczętą książkę. Nie udało mu się jednak przeczytać nawet strony, kiedy zasnął.
Otworzył oczy i przekonał się, że siedzi na szczycie łagodnego wzgórza porośniętego miękką, długą trawą. Delikatny wiatr niósł ze sobą zapach schnącego siana i pierwszych jabłek, a powietrze było słodkie i chłodne. Roześmiał się sam do siebie. Wokół niego nie było zupełnie nikogo, u stóp wzgórza wiła się wstążka rzeki, a w oddali lśniły światełka miasta.
"Ależ mam piękny sen!" Zebrulik uśmiechnął się i z westchnieniem zadowolenia położył się w trawie. Niebo rozjaśniały miliony gwiazd, przesłaniane co chwilę przez chmury o fantastycznych kształtach. "Jest cudownie. Jaki jestem szczęśliwy!" Nagle dostrzegł smugę światła, spadającą gwiazdę. "Och! Muszę wypowiedzieć życzenie! Chcę w końcu być szczęśliwy."
Ku jego zdumieniu spadająca gwiazda nagle zamarła w swoim pędzie. Zatrzymała się na niebie, rozbłysła jasnym światłem, a on usłyszał cichy, ciepły głos szepczący mu do ucha: "Jeśli chcesz być szczęśliwy, wyrusz w podróż. Pomogę Ci odszukać to szczęście." Zapadła cisza, umilkły świerszcze w trawie i wiatr, nawet chmury na niebie jakby zamilkły. Zebrulik obudził się.
W uszach dźwięczały mu słowa spadającej gwiazdy. Nie myśląc wiele spakował kilka najbardziej potrzebnych rzeczy, zamknął za sobą drzwi do mieszkania i ruszył przed siebie. Pomyślał sobie, że w końcu, nareszcie, stanie się to "COŚ" i ciężar, który czuł zmalał.
Comments