top of page

Kolacja z Księżycem


Zebrulik obudził się z cichym westchnieniem. Resztki snu wirowały mu w głowie mieszając się z ciepłym zapachem pokoju. Przez chwilę nie mógł się zorientować gdzie jest, jednak szybko udało mu się uporządkować wspomnienia. Musiał być bardzo zmęczony, kiedy zasypiał. Z lekkim zdziwieniem dotknął chusty leżącej obok poduszki. Mógł przysiąc, że wczoraj była biała! Dziś miała kolor jaśniuteńkiego błękitu, a wyhaftowana łódeczka radośnie podskakiwała na falach. Uśmiechnął się. Przypomniał sobie, że właściciel hotelu wspominał coś o śniadaniach. Starannie złożył chustę chowając ją do plecaka. Potem owinął szyję swoim ukochanym szalikiem i powoli zszedł po schodach do głównego holu. Rozejrzał się ciekawie. Wczoraj nie zwrócił uwagi na niemalże magiczne obrazy wiszące na ścianach. Przedstawiały morze we wszystkich jego humorach. Zadrżał. Bał się morza i kochał je jednocześnie. Jego przepastne głębiny, ogrom, nieujarzmiona energia przerażały go do szpiku kości. Stanął przed jednym z obrazów przedstawiających rozkołysane, szalone fale mieniące się srebrem w świetle księżyca. Prawie czuł tchnienie wiatru bijące malunku. Miał wrażenie, że na języku czuje zapach soli. Przymknął powieki.

Z zamyślenia wyrwał go zapach świeżo parzonej kawy. Kierując się za wonią uchylił dość ciężkie, drewniane drzwi i wszedł do niewielkiej salki, która musiała być jadalnią. Ani jedno miejsce nie było zajęte, jednak wszystkie stoliki starannie nakryto. W głębi pomieszczenia stał szwedzki stół. Zebrulik przełknął ślinę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest naprawdę bardzo, ale to bardzo głodny. "Tak głodny, że mógłbym zjeść zebrę z kopytami" pomyślał nalewając kawy do białej filiżanki i nakładając sobie apetycznie wyglądającą, parującą jajecznicę. Usiadł przy najbardziej oddalonym od wejścia do jadalni stoliku, niemal chowając się w cieniu. Po spałaszowaniu solidnej porcji jajecznicy i zagryzieniu jej dwoma kromkami chleba zorientował się, że nie wie, która jest godzina. Wciąż jeszcze kierując się nawykami z życia przed wyprawą rozejrzał się nerwowo w poszukiwaniu zegara na ścianach, jednak nie dostrzegł żadnego. "A właściwie... po co mi wiedzieć, która jest godzina?" zastanowił się. "Nigdzie mi się nie spieszy." Nie wiedzieć dlaczego ta myśl bardzo go ucieszyła. Zrobił się nawet wesoły, co naprawdę go zdumiało, bo zapomniał już, jak to jest. Z uśmiechem nalał sobie drugą filiżankę kawy, tym razem z mlekiem i wrócił na swoje miejsce.

Do jadalni wszedł mężczyzna, który musiał być jednym z pozostałych hotelowych gości. Zebrulik nie miał ochoty na niczyje towarzystwo, postanowił więc czmychnąć z jadalni jak najszybciej, jednak widok mężczyzny sprawił, że na chwilę zamarł z filiżanką przy ustach. Człowiek ów był naprawdę niezwykły. Nosił aksamitną, śliwkową marynarkę nieco przetartą na lewym łokciu (Zebrulik sam nie był pewien dlaczego akurat ten szczegół tak utknął mu w pamięci), ciemniejsze, sztruksowe spodnie prasowane na kant oraz błyszczące buty z bardzo jasnej skóry, zawiązane na żółte sznurówki. Ekstrawaganckiego strój stanowił jednak zaledwie dopełnienie niezwykle intrygującej powierzchowności mężczyzny, który był łysy jak kolano, jedynie za uszami uchowało się nieco jasnych włosów. Nos miał okrągły, perkaty, dość zaczerwieniony, usta układały się w ciepłym uśmiechu, ale najlepiej zapamiętał Zebrulik oczy. Łagodne, srebrzyste, z ciężkimi, opadającymi powiekami, jednak bardzo bystre, przepełnione głęboką mądrością. Zebrulik w obawie, że zostanie przyłapany na tak ostentacyjnym gapieniu się, szybciutko przełknął ostatni łyk kawy niemalże parząc sobie język i czmychnął czym prędzej do swojego pokoju.

Z westchnieniem zamknął za sobą drzwi. Zasłał łóżko, usiadł na krześle przy malutkim biurku i zamyślił się. Nie wiedział co robić dalej. Zatrzymał się w hotelu na trzy dni, więc mógłby iść pozwiedzać miasto, jednak poczuł, że dziś musi odpocząć. Najpierw uporządkował swój plecak, potem przejrzał notatki poczynione w drodze, czytając część z nich i nanosząc poprawki, ułożył luźne szkice w obawie, że gdzieś mu się zawieruszą. Słońce zaczęło powoli obniżać się na niebie, kiedy poczuł ssanie w brzuchu. Wychodząc z hotelu natknął się na właściciela, który z uśmiechem wskazał mu, jego zdaniem, najlepszą naleśnikarnię w okolicy. Zebrulik po pochłonięciu dwóch ogromnych porcji nalśników z jagodami i gęstą, słodką śmietanką musiał przyznać mu rację. Gdyby nie to, że jego brzuch trzeszczał w szwach z pewnością zdecydowałby się jeszcze na te z truskawkami. Zadowolił się jednak aromatyczną herbatą miętową i ociężale, choć żwawo potoczył się z powrotem do swojego pokoju.

W wejściu do hotelu o mały włos nie zderzył się z niezwykłym mężczyzną, którego zobaczył rano w jadalni. Nieznajomy roześmiał się serdecznie, jakby spotkał starego znajomego, skinął mu przyjaźnie głową i wyszedł na miasto. Zebrulik popatrzył chwilę za nim. W drodze na swoje piętro przyjrzał się jeszcze marynistycznym obrazom, a jego uwagę wciąż przyciągał ten przedstawiający roztańczone fale w świetle księżyca w pełni. Powoli wszedł do pokoju. Sięgnął po swój dziennik kartkując go od pierwszej strony. Wychwytywał pojedyncze słowa, potem zdania... i poczuł, że ciężar na sercu, który jak mu się wydawało, zniknął przynajmniej kilka dni temu, powrócił. Zamknął oczy. Zrobiły się niebezpiecznie wilgotne... Po policzku potoczyła się jedna, zdradziecka łza. Zebrulik odłożył dziennik, przytulając mocno puchatą poduszkę. Starał się nie myśleć. Jego serce galopowało jak przerażony koń, ciężar na piersi rósł z każdą chwilą. Zwinął się w ciasny kłębuszek.

Usłyszał stukanie do drzwi. Uniósł głowę i zdumiał się bardzo, gdyż podłoga i ściany zniknęły, zastąpione granatową czernią nocnego nieba. "Znów śnię? Właściwie... powinienem się przyzwyczaić" pomyślał. Stukanie rozległo się ponownie. Podniósł się na łokciach i ujrzał samotne drzwi zawieszone pośrodku rozgwieżdżonej przestrzeni. Wydało mu się to tak zabawne, że roześmiał się na głos. "Ciekawe kto tam..."

- Czy mogę wejść? - Rozległ się miły, ciepły głos. "Dlaczego nie?" Zebrulik usiadł na łóżku.

Drzwi uchyliły się, a do środka wszedł... księżyc. Pasiasty przez chwilę oniemiał z wrażenia.

- Witam szanownego pana, spotkaliśmy się dziś rano. - Księżyc uśmiechnął się serdecznie. - Czy zechciałby pan zjeść ze mną kolację? Wydaje się pan mocno... stropiony, a wszelkie smutki łatwiej przegania się podczas wspólnej kolacji zagryzając je świeżutką gwiazdą. - Zebrulik poczuł, że jego oczy robią się okrągłe ze zdumienia. "Księżyc..." pomyślał "Taki jak z bajek. I w dodatku nosi fioletową, aksamitną marynarkę!" - Jego gość roześmiał się głośno.

- Ależ oczywiście, drogi panie! Jest nów, mogłem wziąć chwilę zasłużonego urlopu. A to bardzo miłe miejsce, często tu zaglądam. Zechce mi pan towarzyszyć w trakcie kolacji?

Pasiasty nie mógł się nie zgodzić. Trochę niepewnie zsunął się z łóżka w pustkę nocnego nieba. "Zaraz, przecież to sen!" przypomniał sobie. Uradowany obrócił się w miejscu podskakując. Księżyc przyglądał się temu pobłażliwie.

- Proszę za mną, zająłem moje ulubione chmury.

Zebrulik podążył za nim. Wszedł przez drzwi zawieszone w powietrzu. Wciąż tkwił na niebie, ale to było... inne niebo. Spojrzał pod nogi, spokojne morze łagodnie obmywało piaszczysty brzeg, pokryty milionami lśniących, błękitnych punkcików. "A to co?!" Zaskoczony próbował zrozumieć, co widzi.

- To sny, przyjacielu. - Księżyc pchnął w jego kierunku puchatą, wełnistą chmurkę. - Te dobre, wesołe. - Siadaj wygodnie. I częstuj się śmiało. - Sięgnął dłonią, ściągając z nieba srebrzystą, migoczącą gwiazdę. - Są naprawdę smaczne, niemal tak dobre jak naleśniki jagodowe- roześmiał się, a w okół jego oczu utworzyły się drobniutkie zmarszczki.

Zebrulik również sięgnął przed siebie. Gwiazdka przylgnęła mu do dłoni, przyjemnie ciepła. Wyglądała jak obtoczona w rozjarzonym cukrze. Ugryzł kawałek. Spodziewał się czegoś twardego jak lizak, jednak gwiazda była mięciutka i rozpływała się w ustach. Smakowała trochę jak zima albo listopadowe przymrozki. "Pycha!"

- Widzisz? Mówiłem! - Księżyc rozsiadł się wygodnie. - Kto raz spróbuje gwiazdy nie zapomni tego smaku. One rozbudzają wszystkie zmysły, jednocześnie je kojąc. Doskonały przysmak dla zagubionych dusz... A coś mi mówi, że jesteś jedną z nich, przyjacielu... Podzielisz się ze mną tym, co cię gryzie?

Zebrulik sięgnął po jeszcze jedną gwiazdę i zamyślił się. Gdyby jeszcze wiedział, co go tak gnębiło..

- Och, nie śpiesz się mój drogi, mamy całą noc! - Księżyc zapatrzył się na spokojne, łagodne teraz morze. - Czyż te sny migoczące na plaży nie są cudowne? Wiesz, myślę, że spojrzenie w serce może pomóc ci w rozwikłaniu tej zagadki. A ja chętnie ci pomogę.

"Serce? No... ale moje serce chyba nie wie..."

- Nie nie, głuptasie, w szklane!

"Tylko... nie mam go przy sobie..." Pasiasty zasępił się. "Przecież ono tylko mi się śniło."

- Ależ oczywiście, że masz. Sięgnij po nie. - Księżyc roześmiał się głośno.

Zebrulik zdumiony poczuł, że coś uwiera go pod szalikiem. I faktycznie, wyciągnął szklane serce, które było dziwnie matowe, a w jego środku kłębiło się coś ciemnego.

I tak powoli, od słowa do słowa razem z Księżycem próbowali rozwiązać zagadkę tego ogromnego ciężaru, który przygniatał zebrulikowe serce. Wydawało im się, że minęła nie więcej niż godzina, kiedy niebo zaczęło jaśnieć, a sny na plaży gasły jeden po drugim.

Księżyc wstał ze swojej chmurki.

- Drogi przyjacielu... już wiesz, co o tym myślę. Gwiazdy są czasem niemądre, albo nie do końca wiedzą o wszystkim, o czym powinny, a kochają się wtrącać. Ale jeśli czujesz, że ta wędrówka jest ci potrzebna... pozostaje mi życzyć ci szerokiej drogi. I wierzę, że osiągniesz swój cel. Tylko pamiętaj. Szczęście znajdziesz w sobie, nie na końcu świata. Myślę, że spotkamy się jeszcze, było mi niezmiernie miło spędzić z tobą ten wieczór. Na mnie już czas, muszę wrócić do pracy. - Uścisnął go mocno na pożegnanie.

Zebrulik obudził się znowu. Usiadł na łóżku. Sądząc po słońcu na niebie nie spał wcale tak długo. Zamknął zrzucony na podłogę dziennik, a potem wyjrzał przez okno. Gdzieś daleko zbierały się ciemne, deszczowe chmury. Jakoś go to nie martwiło. Pomyślał, że chyba najwyższy czas zmierzyć się z morzem. Postanowił, że następnego dnia spyta właściciela hotelu, czy byłaby jakaś szansa, żeby znaleźć miejsce na którymś ze statków płynących w nieznane. Ale dziś... dziś miał ochotę na dobrą herbatę, którą miał nadzieję znaleźć w kawiarni tuż za rogiem.


Wyróżnione posty
Sprawdź ponownie wkrótce
Po opublikowaniu postów zobaczysz je tutaj.
Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
Nie ma jeszcze tagów.
Podążaj za nami
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square
bottom of page